niedziela, 23 grudnia 2012

Prolog

Środa, 19. maja 2005r., godzina 15.21
Dziesięcioletnia dziewczynka siedziała na wysokim krześle obrotowym przy biurku w swoim pokoju głowiąc się nad zadaniem z matematyki. Nie przepadała za tym przedmiotem, a już w szczególności nie znosiła ułamków.
Za chwilę mamusia wróci z pracy i mi pomoże - pocieszała się w myślach.
Z szuflady biurka wyjęła opakowanie z plasteliną, po czym wyciągnęła rurkę koloru zielonego i zaczęła ją gnieść, próbując nadać masie bliżej nieokreślony kształt. Zawsze to pomagało się jej skupić. W momencie gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi wejściowych z uśmiechem na ustach zeskoczyła z krzesła i ruszyła na dół, by przywitać rodzicielkę. Kiedy zbiegała ze schodów usłyszała jak jakieś naczynie z hukiem rozbija się o podłogę kuchni. Pomimo młodego wieku potrafiła wyczuć, że coś było nie tak. Talerz lub szklanka nie skończyły jako kilkadziesiąt drobnych kawałeczków przez przypadek, a mama najpierw powinna się przywitać i dopiero wtedy zająć się obowiązkami.
- Ale o co ci chodzi? - usłyszała niewyraźnie wypowiedziane pytanie mamy. - Po prostu wypadł mi talerz.
- Wypadł ci, bo jesteś pijana!
Tym razem był to tata.
Mocno zdenerwowany tata. Tylko co on tutaj robił tak wcześnie? Dziewczynka przykucnęła i spojrzała na zegar wiszący na ścianie naprzeciwko - 15.35. A tatuś kończy pracę dopiero o 16.30...
- Julia, spójrz na siebie! Jak ty w ogóle wyglądasz? Coś ty ze sobą zrobiła? Czy tak się zachowuje porządna kobieta, matka?
Ojciec wyrzucał z siebie słowa coraz bardziej podnosząc głos. Mała blondynka nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji postanowiła dołączyć do rodziców. Powoli zeszła ze schodów i ruszyła do kuchni.
- A ty lepszy nie jesteś. Ja ciągle haruję, robię jak wół, to mi też się od życia coś należy. O.
W przeciwieństwie do ojca, mama wydawała się być całkiem opanowana, toteż dziewczynka podeszła właśnie do niej. Nie był to jednak dobry wybór.
- Mamusiu, czy tatuś ma rację? Jesteś pijana? - zapytała.
- A ty tutaj czego chcesz? - wycedziła przez zęby Julia, na twarz przywołując grymas niezadowolenia. Jej wzrok był tak oziębły, że przestraszona dziesięciolatka puściła rękę matki i cofnęła się dwa kroki. - Idź na górę - poleciła kobieta.
- Ja... Ja chciałam tylko...
- Nie interesuje mnie czego chcia...!
- Julia! - warknął ojciec, przerywając żonie wypowiedź.
- A, Julia, Julia... - przedrzeźniała go małżonka. Powoli wstała i chwiejnym krokiem zaczęła kierować się do salonu, w stronę barku.
- O nie, ty już dzisiaj nic nie pijesz - zarządził ojciec.
Dziewczynka nie chciała już przysłuchiwać się ich kłótni. Bała się. Że mama już jej nie kocha. Że ją opuści. Że rodzice się rozstaną. Tak jak rodzice Filipa, jej kolegi z klasy. Że tata znajdzie dla niej nową ,,mamę", tak jak mama Filipa znalazła dla niego nowego ,,tatę". Że w końcu będzie musiała się przeprowadzić, tak jak Filip. Że straci wszystkich kolegów i koleżanki, których ma. Że zostanie sama.


Około dwóch tygodni później.
Tomasz Wędroszewski delikatnie zapukał do fioletowo-różowego pokoju swojej córki. Liczył na to, że dziewczynka jak zwykle zbiegnie na dół minutę po jego powrocie do domu i ucałuje go na powitanie. Teraz minęło już 40 minut, a blondyneczka będąca jego oczkiem w głowie nadal się nie pojawiła. Odczekawszy parę sekund, uchylił białe drzwi. Widok jaki ujrzał wcale go nie zadowolił. Oliwia siedziała po turecku na łóżku, w rękach ściskając czerwoną poduszkę w kształcie serca. Blond włosy zasłaniały twarz skulonej dziewczynki, którą co chwilę wstrząsał dreszcz wywołany płaczem.
- Skarbie, co się stało? - zapytał mężczyzna powoli zbliżając się w stronę córki. Usiadł koło niej, po czym objął ramieniem, przytulił do siebie i zaczął kołysać. Z doświadczenia wiedział już, że jest to najlepszy sposób, by uspokoić swoją małą księżniczkę. Po 10 minutach szloch dziewczynki ustał, więc ojciec postanowił dowiedzieć się, co ją gryzie. - No więc, co jest? - spytał odgarniając kosmyki włosów z jej twarzy i uśmiechając się przyjaźnie. Blondynka spojrzała na niego swoimi dużymi, niebieskimi oczami. Krył się w nich smutek, niepewność, a nawet ból.
- Mama... - wyszeptała.
Twarz Tomasza ściągnęła się w wyrazie zamyślenia. Od dwóch tygodni jego żona zdawała się być zupełnie inną kobietą. Niegdyś radosna, miła dla wszystkich, kochająca. Teraz zamknięta w sobie, zgorzkniała, co najmniej dwa razy dziennie wszczynająca kłótnie.
- No co z nią?
- Ona... mama... bo ja chciałam jej pomóc. Jak robiła obiad... - jąkając się, Oliwia zaczęła opowiadać zdarzenia minionego dnia. - I ona mi powiedziała, że... żebym wymieszała... to coś co było w garnku. To ja zaczęłam mieszać, ale mama powiedziała, że źle to robię. Pokazała mi jeszcze raz... i ja chciałam tak samo... chociaż nie widziałam różnicy. No wiesz... między moim a jej mieszaniem. I... i okazało się, że znów źle to robię. Mama... zdenerwowała się. Zrzuciła garnek z blatu... Dostałam nim w nogę i krzyknęłam... z bólu... i żeby uważała, co robi... i wtedy... wtedy... Tatusiu, ona mnie uderzyła - dokończyła patrząc ojcu głęboko w oczy, w których teraz także gromadziły się łzy.


Trzy miesiące później, Sąd Okręgowy
Julia Wędroszewska... ach, przepraszam. Teraz już z powrotem Skalińska, wyszła z sali rozpraw z nietęgą miną. Niemal wszystko potoczyło się nie tak, jak tego chciała. Co prawda, zyskała swoją część majątku, ale wciąż nie udało jej się zrujnować życia jej ex-męża, który prawdę mówiąc odebrał jej wszystko.
Za to zrujnowałaś swoje, brawo - pomyślała spoglądając za okno.
Straciła córkę. Kochała ją, ale o nią nie zawalczyła. I tak by przecież nie wygrała. W końcu kto by oddał jakiekolwiek dziecko pod opiekę rozhisteryzowanej alkoholiczki? I ten cholerny odwyk. Z tym to sobie Jaśnie Wielmożny Pan Sędzia mógł dać spokój.
- I tutaj chyba kończy się nasza wspólna historia - jej rozmyślania przerwał Tomasz. Widać było, że jest szczęśliwy, bo wygrał, jednak skrupulatnie starał się to ukryć, by nie rozwścieczyć byłej żony po raz kolejny.
- Jak widać, chyba tak. - odparła oschle. - Nie myśl sobie, że będę teraz wydzwaniać do ciebie, błagając o widzenie się z Oliwią.
- Schowaj dumę do kieszeni, Julio. Chciałem ci tak na zakończenie powiedzieć, że w razie gdybyś potrzebowała pomocy czy coś...
- Dziękuję, poradzę sobie. Sama.
Stali tak w ciszy, nie wiedząc, czy mają się pożegnać chociażby uściskiem dłoni, czy obrócić się na pięcie i odejść.
- Mamo? - zagadnęła blondynka, a to jedno słowo, które wyszło z jej ust, sprawiło, że tama, jaką budowała Julia od czterech miesięcy, teraz pękła, pozwalając emocjom wypłynąć w postaci łez. Nie zastanawiając się długo, wzięła córkę w ramiona. - Nie wiem, czy jeszcze kiedyś cię pokocham, ale na pewno nigdy nie zapomnę - oznajmiła dziewczynka wtulając się w brązowe włosy mamy. Po tych słowach kobieta ucałowała policzek córki i odeszła. Odeszła na długi czas.













2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda mi tej dziewczynki, niestety, takie rzeczy się dzieją. Na prawdę jestem ciekawa co się z nią stanie już w 2012 roku. Czy będzie utrzymywać kontakt z matką i na jaką osobę wyroście. Czekam na pierwszy rozdział ; )
    Jakby Ci się nudziło to zapraszam na http://could-freeze-this-moment-in-a-frame.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń