środa, 14 sierpnia 2013

The third chapter.

Siedząc na białym, sztaplowanym krześle, rozglądałam się po lokalu, w którym aktualnie przebywałam. Było to pomieszczenie o niewielkich jak na pizzerię rozmiarach: trzy stoliki z czterema miejscami do siedzenia dokoła każdego z nich. Do tego lodówka z jakimiś warzywami i owocami w niej oraz przyprawami i ulotkami na niej, służąca jednocześnie za ladę, nad którą wywieszone były tablice z ofertami, a obok automat z napojami. Poza tym około pięciu metrów kwadratowych na w miarę swobodne poruszanie się. Czyli przy urządzaniu baru Pizza Jim skupiano się bardziej na tym, by było nowocześnie niż przytulnie.
Sama dziwię się sobie, że dałam się namówić Danielowi na wyjście na miasto. Myślałam, że będzie sztywnie już nie tyle ze względu na moją nieśmiałość, co niechęć do tego chłopaka (jak i całej ,,rodziny''), a tutaj, proszę, jakie zaskoczenie! Zwiedzaliśmy Doncaster przez około trzy godziny, w telefonie zanotowałam chyba wszystkie adresy, pod które trafiliśmy, a teraz czekamy na ,,Donny best pizza". Tak przynajmniej twierdzi Clairford. A ja mam nadzieję, że mogę mu w tej kwestii zaufać.
- To co, przekonałaś się do mnie już trochę? - zagadnął rudzielec, przerywając tym samym kilkuminutową ciszę.
No, właśnie. Dobre pytanie.
Dzisiejszego dnia doszłam do wniosku, że tego chłopaka nawet da się lubić.
Jak się okazało, Danny jest całkiem zabawny. I dobrze wychowany. I - w przeciwieństwie do mnie - otwarty; ma też wielu znajomych. Skąd to wiem? Kiedy przemierzaliśmy ulice Doncaster, mniej więcej co dziesiąta osoba, jaką mijaliśmy witała się z nim krótkim ,,cześć!'' albo po prostu się uśmiechała.
Po części chciałabym go wymazać z listy moich wrogów, jednakże jakiś wewnętrzny głos wciąż przypominał mi, że przez kilka lat to on zajmował moje miejsce w życiu matki.
Ale jeśli nie zawrę z nim sojuszu, to do kogo się odezwę? Louis'ego nie ma, a rozmowy przez telefon i skype'a to nie to samo, co w świecie poza elektrycznym.
- Trochę - odpowiedziałam po chwili namysłu.
- Fajnie - odparł wyraźnie ucieszony. - Głodny już jestem - dodał po chwili.
Jak na zawołanie, podszedł do nas kelner z drewnianą tacą, na której znajdowała się pokaźnych rozmiarów pizza. Danny aż zatarł ręce z radości. Od razu zabraliśmy się do jedzenia. Muszę przyznać, że chłopak wie co dobre! Gdyby nie późna godzina, pewnie pomimo pełnego żołądka zaczęłabym go błagać, żebyśmy zamówili jeszcze jedną.


Około dwóch godzin później
- Cześć, młodsza!
W słuchawce rozległ się wesoły głos Louis'ego. Trzy dni temu obiecałam mu, że do niego oddzwonię jak tylko się wykąpię, ale na koncie zabrakło pieniędzy i tak troszeczkę się z tej obietnicy nie wywiązałam.
- Hej, Lou. Co słychać?
- A wszystko dobrze, nie narzekam! Przedwczoraj byłem w X-Factorze!
Nawet przez telefon można było wyczuć rzadko gasnący entuzjazm chłopaka.
- Jakbym nie wiedziała... - westchnęłam.
Prawda jest taka, że z występami, plotkami, a nawet planami jego zespołu jestem na bieżąco. Zorientowawszy się, że moja wypowiedź mogła przyjaciela urazić, czego wcale nie chciałam, szybko dodałam:
- Jak było?
- Nie oglądałaś? - teraz wydawał się być lekko zawiedziony.
- Ależ oczywiście, że oglądałam! Ładne mieliście kwiatki - dopowiedziałam dla zatwierdzenia mojej prawdomówności. - Chodziło mi o to, jak ty oceniasz wasz występ.
- Dzięki! - Krzyknął entuzjastycznie. - Było super, ale fanki mogłyby tak nie piszczeć.
- Chyba powinieneś się już przyzwyczaić.
- Przyzwyczaiłem, ale głowa mnie wtedy trochę bolała, więc wiesz. A słuchaj, ty kojarzysz może Harry'ego?
- Hmm... Mówisz o tej polokowanej, śpiewającej owcy? - Zażartowałam, czego już w następnej sekundzie pożałowałam. Po drugiej stronie dało się słyszeć pięć rodzai tłumionego śmiechu, które rozpoznałabym wszędzie. - Czy ty masz ustawione na głośnomówiący?
- Nie, skąd! - zaprzeczył, kiedy zdołał się już trochę uspokoić; jednak w jego głosie wciąż słyszałam rozbawienie. - No, ale wracając do tematu, co byś powiedziała na to, żebym was zeswatał?
- Słucham?
- No wiesz, jemu bym się odwdzięczył za załatwienie mi dziewczyny, ty mogłabyś spłacić dług wdzięczności kiedyś tam...
- Daj mi ten telefon, deklu!
Najwyraźniej do akcji postanowił wkroczyć sam zainteresowany. A ja? Ja ogarnięta paniką, zaczęłam rozważać możliwość rozłączenia się. Niestety, myślenie w sytuacjach stresujących zajmuje mi zbyt wiele czasu.
- Halo? Oliwia?
- T-tak.
No, proszę cię, przestań być taka nieśmiała i normalnie z nim pogadaj, karciłam się w myślach.
- Cześć, tu Harry - no co ty? - Przepraszam cię za Lou, za długo nie widział Eleanor, to mu odwala.
- Mhm... - Weź się ogarnij SIEDEMNASTOLATKO. Naucz się składać dłuższe zdania czy coś... - W końcu pora najwyższa...
- Co?
- Co co?
- Najwyższa pora na co?
Chwileczkę! Czy ja to powiedziałam?
- Ja... nie, nic. Ja... tak sobie... rozumiesz, na głos... rozmyślam.
 Idiotko! Nie dość, że błaźnisz siebie, to jeszcze Louis'emu obciach robisz!
- Ach, no tak. Każdemu się zdarza - powiedział niby poważnie, tak naprawdę mając na twarzy uśmiech. Co prawda, nie widziałam tego, ale komu nie chciałoby się po czymś takim śmiać? Na pewno nie pozostałym chłopakom, którzy mieli niezły ubaw. Sekundy mijały, a my wciąż milczeliśmy, co nie ukrywam - było krępujące.
- Ej, też chcę z nią pogadać! - czyżby zbawienny krzyk Nialla?
- Ale ja jeszcze nie skończyłem.
- To ja ci pomogę. Dawaj ten telefon!
Chwila wsłuchiwania się w jakieś trzeszczenie, jakby szamotanina i...
- Cześć! Tutaj Niall Horan, cieszę się, że możesz ze mną rozmawiać! To musi być zaszczyt słyszeć mój głos w słuchawce! - Nie mogłam się powstrzymać, żeby się nie zaśmiać. - Proszę się nie śmiać - kontynuował blondyn - ja tutaj w poważnej sprawie.
- Yyy... to znaczy?
- Czy panienka Oliwia ma już jakieś plany na sobotę?
- Ale... no nie... tylko, że... bo... - No przecież wiesz co chcesz powiedzieć, więc to powiedz, ty blondynko! - Ale w sumie o co chodzi?
- Aaa. To się świetnie składa!
Kompletnie nic z tego nie rozumiałam. Najpierw najsłodszy Irlandczyk na świecie straszy mnie, że musimy poważnie porozmawiać (czy coś takiego mówił), a potem pyta czy mam zaplanowaną sobotę? To nie ma sensu, szczególnie jak weźmie się pod uwagę fakt, że cała piątka przebywa obecnie za oceanem, tak?
- Bo wiesz, wracamy jutro do nas, do Anglii w sensie, to raczej do was, bo do nas to by było...
- Niall, do rzeczy zanim Harry wróci z kibla! - Hmm... Louis to wie, jak pośpieszyć człowieka przy okazji nikogo nie kompromitując, nie powiem, że nie.
- Ach, tak, przepraszam. No więc, Oli - mogę tak do ciebie mówić, prawda?
- T-tak. Ale...
- Już ci mówię, spokojnie. No to masz te plany na sobotę czy nie.
- Przecież ci już mówiła, że nie... - Po głosie Zayna domyślałam się, że jest już tą naszą rozmową znudzony. Nie to co ja - przerażona, bo z kimś gadam....
- A no rzeczywiście! No to już masz, bo idziesz z Harrym na kolację! - Wykrzyczał do słuchawki.
- CO?! - Mój krzyk wydawał się znacznie głośniejszy, co z reguły jest mało możliwe. No ale może to dlatego, że Harry zareagował tak samo.
- Albo na spacer. Lody... Czy co tam chcecie. - Teraz to i Niall wydawał się być trochę przestraszony, tylko nie wiedziałam dlaczego. - Harry, nie bij. - Teraz już wiem.
Nie mam pojęcia, co działo się dalej u chłopaków, moje myśli zboczyły na zupełnie inny tor. Kolacja? Spacer? Harry? Ja, Harry, spacer i kolacja? Przecież ja go nawet nie znam! Jak mam się z nim spotkać, sam na sam i normalnie rozmawiać, jak dla mnie nawet wypowiedzenie jednego zdania jest nie lada osiągnięciem? Ale Oli, spokojnie. Oni na pewno żartują, nie masz się czym przejmować...
- ...tam?! Halo! - Z wiru myśli wyciągnął mnie dopiero krzyk Louis'ego dobiegający ze słuchawki.
- Tak?
- Matko, Oli! Nie rób mi tego więcej, bałem się już, że z nadmiaru wrażeń zemdlałaś czy coś - w jego głosi dało się wyczuć panikę.
- Przepraszam, ja... zamyśliłam się.
- Nie, to ja cię przepraszam. To nie tak miało wyglądać...
- Czyli to jednak taki żart? - Zapytałam nie kryjąc radości.
- Co? Nie... Tylko... Mogłem nie dawać do telefonu Nialla, sam mogłem ci powiedzieć.
- Czyli to jednak prawda? Louis... - Sama nie wiedziałam, co chcę mu powiedzieć. Zresztą, on chyba wiedział lepiej ode mnie.
- Wiem, że bardzo się boisz poznawać nowe osoby, no ale w sumie już się z Harrym widziałaś...
- Na skype.
- No tak. A on na serio chciałby cię poznać. Proszę cię, przemyśl to, okay?
- Dobrze.
- Oliwia! - z dołu rozległ się krzyk mojej mamy.
- Poczekaj chwilkę - rzuciłam do chłopaka, po czym skierowałam się do drzwi, po drodze zatykając mikrofon, chociaż nie wiem po co, bo po polsku to i tak Louis nic by nie zrozumiał. Na drugim stopniu od dołu stała moja rodzicielka.
- No, wołam cię i wołam! Już miałam po ciebie iść.
- Przepraszam, nie słyszałam - odparłam zgodnie z prawdą, nie kryjąc zdziwienia tą sytuacją. W końcu już jakiś czas się do siebie nie odzywałyśmy...
- Chciałabym porozmawiać - oznajmiła robiąc wymowną minę.
- Zaraz zejdę.
O co mogło chodzić? Po chwili, kiedy stałam w miejscu rozmyślając nad tą sprawą, dotarły do mnie dziwne dźwięki. Rozglądnęłam się dokoła, ale nic nie przykuło mojej uwagi.
Telefon!
Przytknęłam urządzenie do ucha, oznajmiłam, że muszę kończyć, wysłuchałam jęków i narzekań Lou oraz jego przyjaciół, pożegnałam się i rozłączyłam, po czym zeszłam na dół.


Piętnaście minut później stałam oparta o blat w kuchni, z kolei mama siedziała przy stole, maczając w kubku z herbatą kolejne biszkopty i wkładając je sobie do ust.
- To o co chodzi? - spytałam, kiedy cisza zaczęła mnie denerwować.
- W sobotę wybieramy się do dziadków Danny'ego i Kim - zrobiła pauzę, jakby czekając na moją reakcję. Kiedy nie odezwałam się słowem, postanowiła kontynuować. - Chcę, żebyś pojechała z nami.
- Po co?
- A dlaczego nie?
- Nie znam ich.
- To poznasz.
- Nie chcę.
- Dlaczego?
- Bo mam swoją babcię, druga mi nie była potrzebna, to i bez trzeciej się obejdę.
Po moich słowach znów zrobiło się cicho. Mama pewnie wyłapała aluzję. Zataczając palcem kółka na górnej części kubka, podjęła temat na nowo:
- Chcesz tutaj siedzieć sama? Przez cały dzień? Przecież te parę godzin cię nie zbawi, a Margaret i Bill z chęcią by cię poznali.
- To oni wiedzą o moim istnieniu? - prychnęłam.
- Oliwia, oczywiście, że tak. Myślisz, że w tej rodzinie da się coś ukryć? - spytała i delikatnie się uśmiechnęła, nie wyczuwając - lub nie chcąc wyczuć - ironii.
W tej rodzinie...
W jakiej tej? Clairfordów czy Wędroszewskich?
Nie no. Logiczne, że Clairfordów.
A może Clairszewskich?
Boże, nad czym ja się zastanawiam?
Chodziło mi po prostu o to, że nie bardzo pasowało mi nazywanie rodziną tych czterech osób, z którymi mieszkałam, a co dopiero całego ich klanu.
- Często do nich jeździcie?
- No, tak przynajmniej raz na miesiąc. A czemu pytasz?
Nie odpowiedziałam od razu. Zaczęłam się zastanawiać, co takiego było w tych dwóch rudych stworzeniach i ich ojcu, że matka zdecydowała się zmienić swoje stare nawyki, jak na przykład omijanie rodziny szerokim łukiem. Dla mnie się tak nie poświęciła. Może to dziecinne, ale świadomość tego bolała.
- Ze mną, w ciągu dziesięciu lat, dziadków odwiedziłaś tylko pięć razy. W tym tylko dwa razy tych prawdziwych. - Mówiąc prawdziwych miałam na myśli rodziców mojego taty. Tamci drudzy, od czasu odejścia mamy, nie utrzymywali z nami kontaktu.
- Gdybym tylko mogła wrócić czas...
- To co byś zrobiła, co? Bo wydaje mi się, że wszystko byłoby tak samo.
- Nie, naprawdę... ja nie jestem już taka jak kiedyś, teraz bardziej dbam o rodzinę i...
- I dlatego ani razu nie zapytałaś mnie jak się ma babcia? Czy dopisuje jej zdrowie? Nic cię nie obchodzi, a doskonale wiesz, że to dzięki niej jestem tutaj, a nie w sierocińcu. Chyba, że wolisz wersję "przez nią" zamiast "dzięki niej".
Nie otrzymałam żadnej odpowiedzi, jedynie mogłam patrzeć jak matka na zmianę przeciera kciukiem kubek i poprawia grzywkę. Uznałam rozmowę za zakończoną i najzwyczajniej w świecie wyszłam, postanawiając, że nie dam się im zmusić do wyjazdu nie wiadomo gdzie, do... jak im tam jest? A, nieważne.





Hmm... Cóż mogę powiedzieć? Przywróciłam trójeczkę w trochę innym wydaniu chociaż dalej nie jestem zadowolona. Ale cóż. Trzeba pisać dalej, może kiedyś coś sensownego z tego wyjdzie :D Może nawet w tym tygodniu coś dodam, się okaże ;) Mam nadzieję, że tym rozdziałem Was nie zanudziłam :> Jak macie czas, to dajcie znać co myślicie! x

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz